Fotografia dzikiej przyrody to takie myślistwo, tyle, że zamiast karabinu mamy aparat fotograficzny z długim obiektywem (który zasadniczo jest większy i cięższy niż karabin) i zamiast zabijać, robimy zdjęcia. Po za tymi dwiema różnicami, mamy same podobieństwa: wielogodzinne włóczenie się po lasach, mokradłach, bagniskach, zmaganie się z owadami, stroje maskujące, przesiadywanie w czatowniach oraz konieczność zrozumienia zwierząt, na które „polujemy“. To chyba najpiękniejsze, co można w życiu robić. Napiszcie mi to na nagrobku, jak trafię kiedyś na niedźwiedzia i zostanie po mnie tylko aparat.